Maminsynek. Gaja ma synka, syneczka, synusia. Dużego grubaska. Bardzo mocno go kocha, jak nikogo nigdy w życiu. Gaja ma synka wylizanego na dziesiątą stronę, z zewnątrz i od podszewki. Wyssanego z siuśków i mikro gówienek z matczyną miłością, skrupulatnością i drobiazgowością, do każdej najmniejszej kropelki, ze smakiem, bez marudzenia i krzywienia się.
Maminsynek
A synuli jak po jedzeniu dziś beknął, to jego legowisko miało odrzut 2 metry w tył. Jak czknął, zadrżały ściany, dorosłe kociska uciekały w popłochu, a psy zaczęły ujadać. Jak puścił mlecznego bąka, wietrzę już 3-ci dzień.
Taki ci to osesek w kropki. Maminsynek. Na imię mu Ptyś Bengalski. Jest tak wielki jak małe hipopo, jak słoniątko wielkouche, długotrąbne, plątonogie.
Podsumowanie:
Absolutnie urocze stworzonko, z wielkimi dziurkami w nosie i z szerokim, tygrysio pręgowanym podniebieniem o zapachu orzeszków ziemnych. Ale bez soli, bez soli. Ptysio jest słodki! To życie jest słone. I łzy.